11.09.2011

Niedziela, zmiana h2 - czyli perscy intelektualiści na delegacji z płonącymi wieżami w tle

Rocznica dziś wiadoma. Z tej okazji krótka impresja na temat "Inny w oczach Ciecia".
Od sześciu dni mieszka u nas pięciu obywateli Islamskiej Republiki Iranu. Przyjechali na jakąś konferencję naukową, oddelegowani przez Uniwersytet w Teheranie. Jeden jest w dormie. Pozostali mieli zarezerwowane dwa twiny, ale kiedy po przyjeździe zobaczyli, że jeden z pokojów ma dodatkowe łóżka bez zastanowienia zamieszkali w nim w czwórkę. Drugi pokój trzymają w odwodzie, nie chcieli oddać nam klucza. Zapłacili - to mogą trzymać. Jest pusty, na stoliku nocnym leży tylko jakaś książka. Nie, nie Koran. Historyczna. Nie powiem, skąd wiem ;) Przywieźli ze sobą cały zapas domowej roboty podpłomyków, tudzież placków, coś w stylu tych, w które owinięte są kebaby. Wieczorami ubierają się w świecące srebrne garnitury oraz różowe koszule, zaczesują włosy do tyłu i wychodzą na miasto. Cieciowy ograniczony rozumek pracował na coraz wyższych obraotach, a niepewność w temacie persów puchła z dnia na dzień, aż do momentu kiedy, któregoś dnia, późną porą, jeden z nich z charakterystycznym angielskim akcentem poprosił mnie o wskazanie drogi do klubu o wdzięcznej nazwie Casablanca. Moje podejrzenia co do proweniencji lokalu szybko się potwierdziły. Po wyguglowaniu stosownej nazwy, okazało się, że jest to oddalony od centrum Magicznego Miasta night club, który - wg informacji na stronie internetowej - oferuje "wysoki statndard usług" i "ekskluzywne warunki". Irańczyk zapytał mnie przy okazji, czy w pobliżu jest jakiś sklep, w którym mógłby kupić ubranie. I wybył. Po kilkudziesięciu minutach do hostelu zadzwonił telefon. Najpierw usłyszałem charakterystyczny wrzask grupki małych dzieci, następnie odezwała się kobieta i z charakterystycznym angielskim akcentem, zapytała czy może rozmawiać z mężem. "Jest w mieście z kolegami", odpowiedziałem po chwili trudnego milczenia. "Nie wiem kiedy wróci. Czy coś przekazać?", zapytałem. "Nie trzeba, zadzwonię później". Odłożyła słuchawkę. Pewnie chciała zapytać, czy smakują mu placki. I czy na pewno nosi ciepłe skarpety, które spakowała mu na wyjazd do zimnego Lechistanu. "A więc tam jest tak samo jak w Polsce", pomyślałem i odetchnąłem z ulgą. Mój Cieciowy ograniczony rozumek podpowiedział mi, że Inny czy nie Inny, ale swoim - to on krzywdy nie zrobi.

1 komentarz:

  1. Miałam okazję spać w dormie z owym "jednym". Obudził mnie w nocy stukając a właściwie kopiąc w moje łóżko. W pokoju bowiem rozlegało się potężne chrapanie, którego źródło było trudne do zlokalizowania. "Jeden" myśląc, że to chrapię ja, postanowił obudzić mnie. Niestety błędna była jego diagnoza. Chrapanie trwało w najlepsze. A ja raz wybudzona ze snu zasnąć ponownie nie umiałam. I tak trwaliśmy bez słów w bezsenności - ja i "jeden".

    Chrapacz nigdy nie przyznał się do winy.

    Pozdrawiam,
    Ewelina

    :-)

    OdpowiedzUsuń