17.02.2012

Piątek, zmiana h1 - czyli Friki, część 3. albo Mickey & Mallory

Pozostając jeszcze w postwalentynkowym klimacie, pozwolę sobie na chwilę zadumy. Miłość w hostelu... temat szeroki jak małżeńskie łoże, osobnego wpisu wymaga. Najwięcej, moim zdaniem, mogą o niej powiedzieć pokojowe. Do wiadomości recepcjonistów dochodzą raczej w większości ich oficjalne i lakoniczne meldunki, typu "pękła rama łóżka małżeńskiego". Resztę skrywa zasłona profesjonalnej dyskrecji naszych Pań sprzątających. Chyba że... Raz, pamiętam, jeszcze za moich lemonowych czasów, pokojowa H. wyżaliła mi się na pewną temperamentną parkę, która przez dobre kilka dni spała w jednym ogólnodostępnych dormitoriów, regularnie co ranka zostawiając pod swoim piętrowym łóżkiem zużyte gumowe artefakty. Ble. I to w dormie, przy ludziach tak? Podwójne ble. Ta sama parka zresztą fundowała cieciom z Lemona nie jeden skok adrenalinowy. Pewnego razu na przykład żeńska jej połowa przyszła do mnie i konfidencjonalnym tonem zapowiedziała, że dziś w nocy zamierza potajemnie opuścić na zawsze swojego faceta i żebym pod żadnym pozorem nie informował go o tym, bo nie chce być znaleziona, a tak w ogóle, to "on jest popieprzony". Po paru dniach (jak widać wielka ucieczka jednak nie doszła do skutku) przyszła do mnie tym razem męska połowa duetu i równie konfidencjonalnym tonem poprosiła mnie, żebym informował ją o każdym nietypowym zachowaniu swojej dziewczyny, bo "ona jest dziwna i czasem jej odbija". Generalnie mocno przypominali mi głównych bohaterów filmu Urodzeni mordercy w reż. O. Stone'a.



Emocjonalny rollercoaster, w który wprowadzili pół hostelu zakończył się, kiedy współbrat w cieciostwie P.  przeżył dzięki nim dość dramatyczną scenę barykadowania się żeńskiej połowy w recepcji i wzywania policji w celu obrony przed męską połową. To przelało czarę. Zostali wyproszeni. Ostał się po naszych kochankach jeno list, który z powodu awarii sprzętu dla gości żeńska połowa duetu napisała na recepcyjnym komputerze i po wydrukowaniu nieopatrznie nie skasowała z pulpitu. Podobno list był skierowanym do męskiej połowy oskarżającym tekstem pożegnalnym i obfitował w drastyczne szczegóły pożycia pary. Kto przeczytał ten wie;) I chyba rzeczywiście w ostatecznej ostateczności nasza żeńska połowa opuściła męską, bo kilka tygodni później zastaliśmy faceta w rozpaczy, śpiącego na dziko w jednej z naszych toalet, w stanie wskazującym na bycie pod wpływem jakiejś niezidentyfikowanej substancji psychoaktywnej. Mimo wszystko mam nadzieję, że poszli na terapię i obecnie ucieleśniają konserwatywny model rodziny w jakimś domku z ogródkiem. To be contuinued.