22.03.2012

Czwartek, zmiana h2 - czyli hotel Dżejn

Współsiostra w Cieciostwie A. podrzuciła mi ostatnio linka do pewnej prostej gierki, której bohaterem jest recepcjonistka hotelu. Obiekt może nie jest duży, ale roboty w nim sporo. Trzeba wydawać klucze, przygotowywać kawę i zanosić ją do pokojów, wyznaczać pokojowej pomieszczenia do sprzątania. I od czasu do czasu zbierać napiwki, które przeznaczyć można na zakup dodatkowych elementów wystroju hotelu, podnoszących jego atrakcyjność, ale wymagających także dodatkowej pracy, np. roślin doniczkowych, które należy podlewać. I nie byłoby to właściwie żadne wyzwanie, gdyby nie fakt, że goście hotelu nie dość, że mają ADHD, które zwiększa się z poziomu na poziom, to jeszcze niecierpliwią się gdy muszą zbyt długo czekać na obsłużenie. Rzecz nazywa się Jane's Hotel. Tytuł sugerować może, że owa recepcjonistka jest jednocześnie właścicielką przybytku, ale wydaje mi się to mało prawdopodobne. Nie po to Pan Bóg stworzył cieci, żeby właściciel na recepcji siedział. Nie przepadam zbytnio za grami flashowymi, zwanymi gdzieniegdzie biurowymi zjadaczami czasu, a poza tym szczerze powiedziawszy lekko dziwię się Współsiostrze w Cieciostwie A., że nie wystarcza jej te sto kilkadziesiąt godzin realnego ciecizmu stosowanego miesięcznie i dowala sobie jeszcze wirtualną dawkę uderzeniową w hotelu Dżejn. Dobrze chociaż, że nie robi tego podczas swoich zmian, tłumacząc się przed gośćmi dajmy na to słowami: "przepraszam, nie mogę teraz sprawdzić panu godzin otwarcia muzeum, właśnie podlewam cyfrowy kwiatek w swojej wirtualnej recepcji". Z drugiej strony lepsze takie granie, niż siedzenie na fejsie, lub nie daj Boże pisanie hostelowego bloga - Jane's Hotel to przecież trening, mający na celu utrzymanie recepcjonistycznej formy w godzinach przestoju, a fejs tylko odwraca uwagę ciecia od potrzeb gości, o blogu nie wspominając. Naści.