5.03.2012

Niedziela, zmiana h3 - czyli Butik i chochlik

Ferment się zrobił w hoście w piątek, bo nagle zaczęły masowo spływać do nas rezerwacje z apokaliptycznego portalu Hostelworld.com. W zimie dla szanującego się ciecia jest taki fakt powodem do wielkiej i nieskrywanej radości. "Jak cudownie! Będę miał co do garnka włożyć!" myśli cieć, wklepując do systemu obco brzmiące nazwisko kolejnego gościa. Jeśli jeszcze na dodatek jest to rezerwacja bez możliwości zwrotu kosztów noclegu w wypadku anulacji (non refundable - nazywamy je nonrefami; są one rezerwacjami ze zniżką), to radość ciecia jest podwójna i skwierczy w jego sercu przy wtórze dźwięków z terminala kart płatniczych, zasysającego zdalnie płatność z konta delikwenta. "Nasze i nie oddamy", myśli wtedy cieć. W piątek jednak działy się rzeczy niedobre. Po pierwsze, rezerwacje zaczęły spływać na kilkudniowy okres, w którym cały obiekt miał być zajęty przez zorganizowane grupy. Głowę daję, że jeszcze w czwartek dni te były pięknie zablokowane przez odpowiedzialnego za to niżej podpisanego. Co więcej, rezerwacje owe miały bardzo niskie ceny - szczególnie jak na początek letniego sezonu, który miał miejsce 1 marca. 25zł od osoby w double'u z łazienką? Co ja pacze!? 15 zł za łóżko w dormie? Ze śniadaniem? WTF?! Po wstępnym okresie paniki przeprowadzono wstępną akcję ratowniczą, polegającą na sprawnym zablokowaniu czego się da na 2 tygodnie do przodu oraz wykonaniu ostrzegawczego telefonu aż za Kanał La Manche, do kwatery głównej Hostelworldu. I jak to zwykle w przypadku katastrof bywa, bardzo szybko pojawiło się na horyzoncie pytanie: jak to się stało. Nie znaleźliśmy odpowiedzi. Hakerzy z Anonymous? Zaplute karły reakcji? Pijany recepcjonista? Duch Matki Teresy z Kalkuty? Menadżerka na kacu? Mały sabotaż? "Się tak zrobiło"? Mamy pewne podejrzenia, ale ciiii... Nie powiemy. A co gości - to gości.