8.05.2012

Wtorek, zmiana h3 - czyli friki, część 5. albo żałoba na ul.Rozrywka

Panie, się działo! Koleżeństwo cieciostwo doniosło mi, co następuje: ostatnio gościlismy w Hostelu Butik dziewięciu Szkotów, którzy przyjechali na tzw. stag party, czyli mówiąc po naszemu - wieczór kawalerski. Grupy stagów są w hostelach grupami specjalnej troski, gdyż mieszkańcy wysp to ludzie nie tylko dość krewcy ale i lubujący się w doświadczaniu egzystencjalnego dna, a jak wiadomo impreza kawalerska jest do tego świetną okazją. W Butiku jesteśmy otwarci na wszelkie formy spędzania pobytu w Magicznym Mieście, pod warunkiem, że podczas meldowania goście zdradzający ciągoty do upodlenia podadzą nam numer karty kredytowej, z której podczas wymeldowania będziemy mogli ściągnąć kwotę potrzebną na remont zdemolowanego pokoju. Plus prowizja. Tak więć przyjęliśmy Szkotów ciepło i serdecznie. Tym razem jednak dno okazało się podwójne. Otóż parę dniu przed przyjazdem Pana Młodego... rzuciła narzeczona. Bilety były już kupione a zaliczka - wpłacona, więc panowie postanowili nie odwoływać pobytu i wbić klina żałobie. Rozpoczęli - ma się rozumieć - już w hostelu, a potem udali się zygzakiem na miasto. Co działo się dalej - Bóg jeden raczy wiedzieć. Pewne jest jedno - przez całą zeszłą noc wracali pojedynczo, każdy o innej porze. Ostatni przybył o 7 rano w stanie uniemożliwiającym jakąkolwiek komunikację. Prawdopodobnie funkcjonował na poziomie jednokomórkowca - jedyne co był w stanie zrobić, to rozróżnić światło od ciemności. Po południu wrócili do życia i wtedy okazało się, że niedoszłego Pana Młodego nie ma wśród nich. Być może utonął we łzach żalu. Niepewność trwała stosunkowo krótko, bo około godziny 13 otrzymaliśmy telefon ze słynnej magicznomiejskiej izby wytrzeźwień (która, nomen omen, mieści się przy ul. Rozrywka). Okazało się, że leży u nich jakiś pijany Wyspiarz, który nie jest w stanie się wysłowić i nie ma przy sobie żadnych dokumentów. Jedyna wskazówka, którą znaleźli to karteczka z napisem plac Matejki 6, którą prawdopodobnie zapobiegawczo napisał dla przyszłego znalazcy, gdy jeszcze potrafił utrzymać długopis. po google'u do kłębka. Tak więc zguba się znalazła, acz nie była to tak radosna wiadomość, jak by się wydawało, bowiem ziomale byli przekonani, że delikwent jest "in prison" i pomimo usilnych tłumaczeń nie byli w stanie zrozumieć, na czym polega instytucja polskiej izby wytrzeźwień. W ostatecznej ostateczności wykupili kumpla za 250 peelenów i żyli długo i szczęśliwie.
Acha, żeby nie było, że tak bez puenty - oto morał: oczywiście wszystko przez kobiety.