25.09.2011

Sobota, zmiana h3 - czyli maładiec versus inglisz dżołk

Nocka. W temacie nocek - dla cieciów z Magicznego Miasta nie ma większej zgryzoty, jak nocka, gdy na pokładzie śpią dzieci lub... Anglicy. Logika podpowiada więc, że megazgryzota jest jak wtedy, kiedy te dwa przymioty łączą się w jedno pod postacią grupy angielskich dzieci, na szczęście osobiście chyba nie miałem przyjemności takowej spotkać. Jeśli nie pamiętam, to znaczy, że nie spotkałem, bo gdybym spotkał, to na pewno bym pamiętał. Im większa grupa, tym gorzej. Zresztą nie tylko dla cieciów, dla pozostałych gości też. I potem biedacy rano przyczłapują pod recepcyjną ladę z podkrążonymi oczami i wymeldowując się z kwaśnym uśmiechem na ustach rzucają uwagę typu "trzeba było nam powiedzieć, że u was nocuje ta grupa szkolna". W domyśle: "to byśmy nie rezerwowali tego hostelu". Sęk w tym, że czasem grupa rezerwuje miejsce w później niż indywidualni goście, poza tym staramy się by zajmowała możliwie jak najwięcej pokojów w danym segmencie, żeby nie mieszać jej z indywidualnymi. A tak poza tym to ciecie mają prawo, a nawet obowiązek interweniować w przypadku zakłócania ciszy nocnej. Są trzy etapy takiej interwencji recepcjonisty: 1. upomnienie ustne delikwentów, 2. odwołanie się do instancji wyższej, w postaci dorosłych opiekunów grupy, 3. odwołanie się do instancji najwyższej, w postaci... agencji ochroniarskiej. Tak tak, mamy na recepcji zgrabne urządzonko (Anglicy nazywają takie cuś słowem "device"), zwane napadówką. Jest to breloczek z guziczkiem, po wciśnięciu którego w ciągu kilku minut następuje interwencja panów o słusznej posturze, którzy z reguły nie kumają po zagranicznemu, za to znają świetnie mowę ciała. Wiem, bo kiedyś zdarzyło mi się wezwać taką ekipę, omyłkowo wciskając guziczek napadówki. Na szczęście nie skuli mnie, ani nie powalili, nawet kasy nie chcieli, potraktowali to honorowo - jak ćwiczenia.
Mówię o tym wszystkim nie bez powodu. Dziś bowiem mieliśmy w hostelu gości z Wielkiej Brytanii płci naturalnie męskiej, twarzy proletariackiej, najwyraźniej klientów tanich linii lotniczych, którzy przybyli na niezapomniany weekend w Medżik City. Było ich siedmiu i na nieszczęście zajmowali dwa pokoje w dwóch segmentach. W dodatku wracali do hostelu pojedynczo, zamiast więc załatwić sprawę za jednym zamachem, Wasz Cieć musiał przeżywać dramat rozciągnięty na trzy godziny, począwszy od 2 nad ranem. Powrót każdego wyglądał dość podobnie. Nie pamiętali kodu, więc dzwonili na domofon. Potem długo długo nic (zapewne stojąc w windzie przypominali sobie numer piętra). Następnie (widziałem to w kamerze) energiczne wyjście z windy i równie energiczne zatrzymanie połączone z zachwianiem, po czym chwila konsternacji - "które drzwi z tych dwóch przede mną były do recepcji?" Decyzja, wejście i podejście łukiem do lady (w głowie myśl "no sssoo, szszesieszsz jessstemmmm szszsześśśwy"). Z trudem wyartykułowane pytanie "whasssmyroomnumba?" Mozolne docieranie do pokoju. Trudności z otworzeniem drzwi ("bloody damn lock!"). Krok w ciemność pomieszczenia, huk potrącanych mebli. Walnięcie się do łóżka. Chrapanie. tak to mniej więcej wygląda z reguły.
Są oczywiście efektowne wyjątki od tych reguł. Obiecuje dzielić się z Wami ciekawszymi kwiatkami co jakiś czas. Dziś ten najświeższy, jeszcze pachnący. Była sobota, więc nasi Anglicy zrobili sobie zieloną noc. Zaskoczył mnie pierwszy, który przybył do pokoju. Przejdźcie w wyobraźni jeszcze raz cały proces powrotu pana. Tym razem jednak wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy po kilku minutach ciszy drzwi od pokoju otworzyły się i oczom mym ukazał się... materac, a następnie niosący delikwent. Gość najwyraźniej zmierzał do.. toalety. Otworzył rogiem materaca drzwi i zaczął pakować go do ubikacji. nijak mu to nie wychodziło, próbował na różne sposoby, ale materac okazał się większy niż pomieszczenie. Zresztą właściwie nie dałem mu tego sprawdzić do końca, szybko bowiem otrząsnąłem się z szoku, podszedłem do człowieka i zapytałem co się dzieje. Okazało się, że chciał zrobić dowcip następnemu koledze, licząc najpewniej, że ten, podobnie jak on, po ciemku zwali się na łóżko i nabije sobie guza. Jako odpowiedzialny cieć, nie mogłem doprowadzić do tego typu skandalu, postanowiłem więc, że nie będę się wykłócał z delikwentem i jak następni wrócą, to spalę jego plan oddając im materac. Zasugerowałem ukrycie go za najbliższym przepierzeniem, Anglik najwyraźniej jednak był twardy, nie chciał za wszelką cenę, aby materac został zbyt łatwo znaleziony, więc aby był zadowolony musieliśmy zanieść go aż do kuchni.
No nie mam poczucia humoru, wiem. Spaliłem dowcip przy najbliższej okazji. Wdzięczność w oczach nabzdryngolonego kolegi naszego żartownisia - bezcenna. Potem jeszcze musiałem kilka razy pukać i uciszać rozochoconych panów, na szczęście w końcu padli.
Rano dwie Rosjanki z pokoju sąsiadującego z Anglikami z drugiego segmentu podczas śniadania podzieliły się swoim żalem w temacie hałasów. Po chwili jednak wyraziły wdzięczność za mój profesjonalizm, bo słyszały jak ktoś skutecznie uciszył Anglików. Sęk w tym, że to nie byłem ja. Nie wyprowadziłem ich jednak ze słodkiej nieświadomości - w sumie przecież uciszałem, tylko tych z innego pokoju. "Wot, maładiec" powiedziały, ułożywszy kciuki do góry w charakterystycznym geście aprobaty, a następnie zaczęły grzebać w torebkach w poszukiwaniu drobnych. Spoko, taki dżob. Nie przyjąłem napiwku. Są chwile, których nie da się przeliczyć na pieniądze.

5 komentarzy:

  1. Nawiedzam Butik w tę sobotę. I zaczynam bać się kto tym razem trafi mi się Dormie. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Śpieszę z informacją że jak narazie mamy w naszym wieloosobowym łącznie 4 głowy. Wszystkie polskie. Zachęcamy więc do rezerwacji prawicowe młodzieżówki - czystość etniczna gwarantowana (choć w sumie nigdy nic nie wiadomo...)

    OdpowiedzUsuń
  3. Było spoko (czytaj: spokojnie). Być może nawiedzę Butik w następny weekend. Zanim zarezerwuję, zapytam jednak o stan obłożenia i ewentualne prawdopodobieństwo nawiedzenia hostel przez inglisz dżołkerów ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę trochę interesowny. Jako że nie jest to strona informacyjna, tylko... hm... egzystencjalno-rozrywkowa powiem tak: stan obłożenia podam pod warunkiem, że otrzymam odpowiedz na pytanie "do czego moze przydać się wiosło w hostelu" (patrz przedostatnia notka bodajże). ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pytanie o stan obłożenia wprawdzie miałam zamiar wysłać na hostelowego maila... Ale skoro istnieje jeszcze jedno źródło informacji, a przy okazji rozrywki, podejmuję wyzwanie! Patrz komentarz pod przedostatnią notką bodajże ;-)

    OdpowiedzUsuń