19.08.2011

Piątek, zmiana h2 - czyli z dziejów Cesarstwa Rzymskiego

Skandal. Mózg mi się lasuje. Chcąc zalogować się do bloga, by wpisać dzisiejszą notkę, w googlach zamiast frazy "blogger.com" wpisałem... "booking.com". Brakuje jeszcze tylko, żebym odbierając prywatny telefon mówił "Hostel Butik, słucham?" A propos słuchania - dziś w Magicznym Mieście jest Coke. Dla niewtajemniczonych - Coke Live Music Festival. Hostel w gotowości bojowej, najwyższe ceny z cennika zastosowane. W dormitorium dostawiliśmy dodatkowe łóżko piętrowe, żeby przyjąć jak najwięcej rezerwacji od pojedynczych młodych gości, którym zapewne będzie zależeć na tanim noclegu, bo kieszonkowe wybulili na karnet festiwalowy. Już kiedy przyszedłem do pracy, a więc o 15 - godzinę po rozpoczęciu doby hostelowej - pokój wyglądał jak obozowisko Hunów przed ostatecznym atakiem na Cesarstwo Rzymskie. Plecaki, torby, rzeczy osobiste, rozwalona pościel. Tak to jest, jak się każe dwunastu osobom przebywać w stosunkowo małym pomieszczeniu. Dobrze że chociaż jest okno. Z dormami generalnie jest dość specyficznie. Niby łóżka są ponumerowane, niby Hunowie sami sobie je wybierają, niby wiedzą, że nie ma zamianek, a jednak często nie jesteśmy w stanie dojść do tego kto gdzie śpi/spał/będzie spał. Cieć zmienia się wtedy w psa tropiącego, nachyla się nad kontrowersyjnym łózkiem i analizuje - czy taki układ fałd na pościeli oznacza, że Hun tutaj leżał, czy tylko przysiadł na chwilę? Jak to możliwe, że dwie te same skarpetki znajdują się na poręczach dwóch różnych łóżek? Czy rozrzucone rzeczy osobiste oznaczają, że Hun tutaj śpi, czy tylko traktuje wolne łóżko jako półkę? Czy ten zapach... No dobrze, na tym może poprzestanę. Coke'owe towarzystwo wróci dziś po bitwie zapewne późno w nocy rozwibrowane dźwiękami The Kooks czy Interpol i niepokoić będzie zmęczonych nocnym stróżowaniem cieciów z Magicznego Miasta. Będzie dzwonić domofonami, potykać się o rozłożone w pokojach walizki, na szybko kąpać pod prysznicami, robić sobie późną kolację. A następnego ranka nie wstanie przed 10. Ale miękkie serca cieciów zadbają o to, by śniadanie postało dłużej niż zwykle, niech sobie Hunowie pojedzą. Niech zbierają siły na sobotnią inwazję.

2 komentarze:

  1. Bardzo przyjemnie czyta się o czyichś przejściach, zwłaszcza jeśli tak bardzo przypominają nasze własne... Jakoś tak raźniej... A z drugiej strony to trochę się tak zastanawiam jak to jest, żeby tyle czasu wytrzymać pracując w hostelu. Mnie jakoś dobija postawa właścicieli biznesu - olewają to, czy gościom miło czy nie, każdego gościa traktują jak potencjalnego oszusta, a jak się ktoś naprawdę narazi (powiedzmy zostawi bałagan, który trzeba potem przez 2 godziny dzielnie sprzątać) to mówią "więcej luzu"... co im przychodzi o tyle łatwiej, że ze sprzątaniem raczej nie mają wiele wspólnego... I tak się zastanawiam, czy u Was jest może jakoś inaczej? I czy jest nadzieja na to, że recepcjonista też może być traktowany jak człowiek?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Jestem tu po to, aby było Wam lżej. Co do traktowania - jest dobrze. Bywają momenty burzowe, ale czuje się traktowany podmiotowo. Serio. Niewdzięczność roli, w której się znajdujemy polega głównie na tym, że bardzo często musimy świecić oczami za nie swoje błędy, nierzadko samotnie "bierzemy pod opiekę" 70 gości i jesteśmy buforem pomiędzy nimi, a szefostwem, a także łącznikiem z piekarnią, pralnią, pocztą, taksówkarzami, firmą od terminala kart itp., itd. na otuchę pozostaje nam skrywana głęboko w sercu świadomość, że tak naprawdę, to w tej pracy MY JESTEŚMY NAJWAŻNIEJSI ;)

    OdpowiedzUsuń