23.02.2012

Środa, zmiana h3 - czyli otwórzmy drzwi dla Drzwi albo o pożytkach niesubordynacji w pracy

Muzyka!


Przeszukując ostatnio net w poszukiwaniu informacji na temat kolejnych piosenek, do cyklu DJ Cieć trafiłem na ciekawą anegdotkę, morał z której postanowiłem stosować podczas cieciopracy, jako swego rodzaju alibi. Dotyczy ona pewnego niezbyt znanego zespołu rockowego o nazwie The Doors i ich mało popularnej płyty Morrison Hotel wydanej w 1970 roku. A dokładnie - genezy jej nazwy oraz okładki. Podobnież chłopaki z kapeli jadąc kiedyś ulicami Los Angeles trafili przypadkiem na hotel o nazwie, która była identyczna jak nazwisko ich frontmena. Urzeczeni tą miłą koincydencją i zauroczeni vintage'owym klimatem miejsca, postanowili za sugestią klawiszowca Raya Manzarka, tak samo nazwać swoją piątą płytę, którą byli właśnie przygotowywali, a na jej okładce wykorzystać zdjęcia z sesji, którą tamże wykonają. O ile pozwoli im na to menadżer. Wg relacji Henry'ego Diltza, autora zdjęć, w pewien grudniowy dzień 1969 roku chłopaki bez uprzedzenia właścicieli hotelu przyjechali do hotelu swoim Volkswagenem vanem i... niemal pocałowali przysłowiową klamkę. Trafili bowiem na dość zasadniczego menadżera, który stwierdził, że bez pozwolenia właściciela pomysł nie przejdzie. Jako że właściciela akurat nie było (notabene, drodzy współbracia w cieciostwie, czy znacie jakikolwiek przypadek, aby właściciel był "na obiekcie" wtedy kiedy jest akurat potrzebny?), nieco zdegustowani wyszli na zewnątrz, żeby się naradzić. Po pewnym czasie jednak zauważyli  przez okno, że menadżer zniknął gdzieś na tyłach budynku w swoim biurze. Co więcej - hotelowego recepcjonisty także nie było! W sobie znanym celu opuścił swoje stanowisko pracy. Leniuszek... Diltz kazał zespołowi szybko zająć miejsca w środku i pstryknął fotki, z których jedna wybrana została potem na okładkę albumu. Insza inszość, że i tak przed jego wydaniem trzeba było uzyskać zgodę szefostwa obiektu. Niemniej jednak... Morał z tego taki, że pracownicza niesubordynacja może mieć czasem skutki, że tak powiem wiekopomne. Będę o tym myślał za każdym razem, kiedy zorientuję się, że wychodząc do kuchni zapomniałem zamknąć recepcję...

Przerwa w naradach pod wejściem do hotelu.

Łobuzy wtargneły do środka...

... i szyby pewnie uświniły.

To samo miejsce 40 lat później.

Panta rhei...

Słynne zdjęcie, które wykorzystano na okładkę płyty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz